poniedziałek, 8 sierpnia 2011

Tbiliskie MORIE

Czyli sztuczny zbiornik znajdujący się na obrzeżach Tbilisi, zwany przez wszystkich Tbiliskim Morzem. Moja pierwsza wizyta: przychodzę na plażę, zamaczam duży palec u lewej nogi i…. zaczyna lać. Nic to, że przez cały dzień był ponad 35stopniowy upał, wystarczyło żebym zbliżyła się do plaży i jak na zawołanie – kilkugodzinna burza. Fakt, że maszerowałam w tej burzy do domu, bo adres mieszkania został przecież w mieszkaniu i taksy nie było jak wziąć – pozostawię bez komentarza… :P


Druga wizyta: Brunetka, Europejka, która wybrała się na plażę sama, stanowi niezwykłą atrakcję dla tutejszych kaukaskich macho. W związku z tym - cały mój 2godzinny pobyt nad jeziorem zmienił się w 2godzinne – NIE, DZIĘKUJĘ, NO THANKS, NIE SPASSIBA, ARA, ARA, ARA (ara – jak się już pewnie domyśliliście -  po gruzińsku oznacza NIE). A propozycje padały wszelakie – od wspólnego spaceru, pływania, picia piwa, a na wizycie w centrum miasta skończywszy. No w końcu przecież po to się przychodzi na plażę, żeby pójść na lody do centrum, nie po to – żeby się w spokoju poopalać czy poczytać książkę :P Wykończona wysłuchiwaniem wszelakich zaproszeń, zostawiłam mój biały leżaczek (na którym tak nawiasem mówiąc pan skubnął mnie jakieś 3x więcej niż bierze od tutejszych …) i zabrałam się do domu. I wszystko byłoby pięknie, gdybym poszła sama… :P Także jeszcze w drodze do domu musiałam się trochę naAraArować i finalnie po sugestywnie wypowiedzianym NAHŁAMDIS (cześć), zostałam sama z własnymi myślami :)


Coś mi się zdaje, że o przygodach z Tbiliskiego Moria jeszcze usłyszycie, dlatego nie zamykam tematu… :P Poniżej fotki.




 jedna z wielu Pań sprzedających wodę z lodem, piwo, lody, chaczapuri, kukurydzę, słonecznik - i generalnie czego dusza zapragnie... :P
 a tutaj można wypić całkiem pyszne Nathaktari i zjeść cieplutkie chaczapuri robione na zapleczu ;)




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz