piątek, 28 października 2011

NIGHTLIFE


Na tbiliski nightlife mogą sobie pozwolić jedynie turyści lub bardziej zamożni mieszkańcy stolicy. Jeśli pojemność portfela jest niczego sobie – można znaleźć kilka naprawdę fajnych klubów, pubów czy restauracji. Bardzo dużym powodzeniem cieszą się knajpki, w których można palić sziszę – zasadniczo knajpki takie nie pustoszeją ;) Najpopularniejsze puby znajdują się na Starym Mieście, gdzie jest kilka klimatycznych uliczek wypełnionych tylko i wyłącznie takimi lokalami. Jak już wspomniałam – klimat tam panujący jest raczej europejski niż typowo gruziński. Z powodzeniem można dostać anglojęzyczne gazety czy menu, ale z obsługą w języku angielskim jest już większy problem… :p Generalnie – polecam!

 to właśnie w okolicy majestatycznej Twierdzy Narikała usytuowana jest większość klimatycznych knajpek na tzw. europejską kieszeń
 a Nowy Most (zwany przez niektórych podpaską lub pampersem) prowadzi wprost do rozrywkowej dzielnicy miasta!

 Kapuchino - rules!

 before - Szisza time!





 during Szisza time ;)


 I CHEERS! dla wszystkich stęsknionych wspólnego piwa... tudzież tam innych napojów wyskokowych... ;P Już niedługo - BAWIM! xD

niedziela, 23 października 2011

Relacje

Temat relacji międzyludzkich w Gruzji wywołuje we mnie ambiwalentne uczucia. Dlaczego? Już tłumaczę…

Zacznę od tego, co dla mnie Kobiety jest tutaj najtrudniejsze. Mianowicie: traktowanie kobiet przez mężczyzn. Niestety w bardzo wielu przypadkach, kobiety traktowane są tutaj bardzo protekcjonalnie. W oczach mężczyzn są jedynie obiektem do zdobycia, a ich późniejsza rola ogranicza się do prowadzenia domu i wychowania dzieci. Nie ma mowy o partnerstwie. Widok kobiety wracającej z zakupów z ciężkimi siatkami i kordonkiem dzieci za nią – jest tutaj na porządku dziennym, podczas gdy szanowny mąż spaceruje obok niej paląc papierosa lub w ogóle siedzi z kumplami przy piwku… Nie do pomyślenia jest aby kobieta paliła papierosy czy wyszła gdzieś z koleżankami zostawiając męża i dzieci w domu. Twardo ustalone role społeczne, tradycja i nie wiem co jeszcze determinują obraz typowej gruzińskiej rodziny. O ile w kochających się małżeństwach, wśród mądrych i kochających się ludzi – wszystko jest w porządku, to u całej reszty – niestety nie jest…

I jeszcze ta słynna gruzińska wybuchowość… Kiedy to ponoszeni emocjami mogą zatrzymać się na środku ulicy i wrzeszczeć jeden na drugiego, bo ten źle pojechał… (jaka to różnica - tu i tak każdy jeździ jak mu się żywcem podoba...?!?) Samo wrzeszczenie to nic, bo gdy emocje naprawdę sięgną zenitu – mogą się też pobić, czego świadkiem miałam nieprzyjemność być. Tyle tylko, że te ich spory w jednym momencie są jeszcze sporami i Gruzini skaczą sobie do gardeł, a w drugim momencie obejmują się w akcie przeprosin i idą razem na fajkę lub wino…

Z drugiej strony medalu – nigdzie nie spotkałam się z tak ciepłymi, gościnnymi i przyjacielsko nastawionymi ludźmi jak tutaj. To zupełnie normalne, że sprzedawca w sklepie czy na straganie, pasażer w autobusie czy marszrutce, a czasem zwykły przechodzień – przywita się z Tobą i utnie sobie z Tobą miłą pogawędkę, pomimo tego, że Cię w ogóle nie zna. Dodatkowo, bez żadnych krępacji wypyta się: skąd jesteś, ile masz lat, jak się nazywasz, gdzie mieszkasz, czy masz męża (o tym już Wam pisałam, ale piszę jeszcze raz – gdyż nie przestaje mnie to zadziwiać… ;) Gruzini zaprzyjaźniają się ot tak… czasem wystarczy 15 minut rozmowy, żeby umówić się na kolejne spotkanie, a dzień znajomości, żeby dostać zaproszenie do kogoś do domu (czy to w Kachetii, czy w Tbilisi…) Moi tutejsi przyjaciele nie przestają mnie zadziwiać… ich gościnność i przyjacielskie nastawienie nie zna granic, za co jestem im dozgonnie wdzięczna. I w tym miejscu dziękuję za wszystkie wycieczki, zwiedzania czy spotkania przy piwku czy chinkali zorganizowane ze względu na mnie, za wszystkie zaproszenia i ciepłe słowa. :)

Kolejną zaskakującą rzeczą jest podejście do dzieci, Gruzini po prostu kochają dzieci, okazując im uczucia na każdym kroku. Tak więc mama idąca z małym brzdącem zostanie zaczepiona niezliczoną ilość razy, tylko po to aby ktoś zupełnie obcy mógł pogłaskać czy pocałować jej pociechę.

Gosia i Sandrik
Mari


I chyba to, co dziwi mnie najbardziej – czyli relacje męsko – męskie, które są tutaj delikatnie mówiąc: ciepłe. Po ponad trzech miesiącach spędzonych w Gruzji nie dziwi mnie już widok dwóch serdecznie całujących się na przywitanie czy pożegnanie mężczyzn. Tudzież dwóch najlepszych przyjaciół spacerujących po ulicy w serdecznych objęciach lub ciepło potrząsających sobie dłonie. Tutaj przyjaźń znaczy przyjaźń i nie obejdzie się bez dotyku, którym się tą przyjaźń wyraża. W związku z tym całkiem normalne jest całowanie się w policzek, ożywiona gestykulacja z wielokrotnym poklepywaniem swojego rozmówcy, trzymanie za rękę czy obejmowanie (dotyczy to relacji kobieta-kobieta, mężczyzna-mężczyzna czy kobieta-mężczyzna). Generalnie wpasowałam się w funkcjonujące tutaj normy społeczne i nie są one już dla mnie ani zaskakujące ani dziwne, czasem tylko wkurzam się niemiłosiernie gdy przyjdzie mi wysiąść z marszrutki, a tu akurat spotkało się dwóch kolegów i witając się serdecznie blokują wejście/wyjście do busa ;)


wtorek, 18 października 2011

SUPRA

Czyli gruziński sposób na życie! Tudzież na przytycie… ;p A tak całkiem na poważnie Supra to gruzińska uczta, o której napiszę tak:

Z jakiej okazji:
Każda okazja jest dobra! Urodziny, pogrzeb, przywitanie, pożegnanie, odwiedziny, itd. – długo by wymieniać...
Kto:
Przyjaciele, znajomi, rodzina, nowo poznani turyści – zasadniczo, wszyscy którzy są w zasięgu ręki...
Gdzie:
W barze, w restauracji, w domu, wszędzie tam gdzie znajdzie się stół, wokół którego można się zgromadzić. Za stół mogą z powodzeniem robić dywaniki samochodowe, bagażnik, koc lub trawa - bo Gruzini kochają pikniki.
Jak:
Hucznie, wesoło, długo, z nieumiarkowaniem w jedzeniu i piciu ;p, tanecznie!

Suprowe savoir vivre:

Tamada: osoba wznosząca toasty, najczęściej najstarszy z mężczyzn, najznakomitszy z gości lub znający najwięcej uczestników supry, tamadą może być też kobieta (Kisses for Natia – the Best tamada ever! ;)
Toast: według tradycji wypijany wódką lub winem, choć do mody wkracza teraz również piwo. W Gruzji zawsze pije się za coś! Tutaj nie ma pustych przebiegów… Czas toastu – nie do przewidzenia… Po wzniesieniu toastu przez tamadę, pozostałe osoby mogą coś do niego dopowiedzieć. Tak więc czasem na wypicie się czeka i czeka i czeka… Uwierzcie – ma to swój niepowtarzalny i jedyny klimat!
Przykłady toastów: (w przypadkowej kolejności, choć Gruzini mają to dokładnie poukładane – dopóki ilość procentów w organizmie pozwala im o tym pamiętać… :P) za Boga, za Przodków, za Rodziców, za Rodzeństwo, za Miłość, za Przyjaźń, za Przyjaciół, za Świat, za Mężczyzn, za Kobiety, itd., itp. – oczywiście toastów jest mnóstwo i każdy może być rozwinięty i dostosowany do aktualnych potrzeb. Przy toastach można zarówno uśmiać się do łez jak i pokłócić czy popłakać. Wszystko zależy od temperamentu imprezujących, a że Gruzini do temperamentnych należą, to różnie to bywa…
Taniec: obowiązkowo gruziński! Zasadniczo piosenki ludowe mogą przeplatać się z najnowszymi hitami – nie stanowi to dla nikogo problemu. Ale tańczyć trzeba i wypada. Jak to mówi moja koleżanka: ręce w górę i tańczysz… ;) Generalnie Gruzini posiadają bardzo piękne tańce, z których są bardzo dumni i których tradycję kultywują! My poproszeni o zatańczenie jakiś polskich tańców mieliśmy raczej głupie miny... Podratowaliśmy się zaśpiewaniem Sokołów... xD

Ciekawostki:
* W Gruzji nie wypada aby każdy zamówił sobie talerz jakiegoś wybranego dania i spokojniutko go sobie zajadał - taka sytuacja zostałaby uznana za nie lada dziwactwo. Tutaj zamawia się dużo wszystkiego i stawia na środku, tak aby każdy mógł spróbować. Przed każdym uczestnikiem supry stoi jego własny talerz (wymieniany na czysty niezliczoną ilość razy), na który nakłada na co tylko ma ochotę ze wspólnych półmisków.
* Kiedy ilość miejsca na stole jest niewystarczająca, talerze z kolejnym jedzeniem ustawiane są na tych już na stole stojących - piętrowo ;) Porządne supry to nawet 3 kondygnacyjne kombinacje!
* Wygląd wielu restauracji wprost przeczy powszechnie znanej otwartości Gruzinów. Dlaczego? Ponieważ bardzo często zbudowane są one ze swego rodzaju boksów, domków, odgraniczonych jedne od drugich jak tylko się da, z centralnie postawionym stołem.
* Do większości restauracji można przynieść domowej roboty wino czy czaczę. Nie zaszkodzi wspomnieć o tym kelnerom uprzednio dzwoniąc czy podczas wchodzenia do lokalu.


Gagik w roli tamady
razu pewnego, w tle - domki, z których składa się cała restauracja
po sąsiedzku - Panowie wznoszący tost (wnioskując po tym że na stojąco - najprawdopodobniej piją za Przodków lub sprawy ściśle związane z Bogiem/Wiarą)
tak, tak wiem - prawdziwy mistrz photoshopa ze mnie...  ;)
niech Was nie zmyli polska wędlina na stole - ten polski element z okazji mojej urodzinowej supry (dzięki Kochanym Rodzicom, którzy przyrządzili i podali oraz Krzyśkowi, który dostarczył - stokrotne dzięki raz jeszcze dla Was Kochani :*)

a tu już piętrowo i rozrywane jak widać - szaszłyki 

piątek, 14 października 2011

Tbilisoba


Czyli święto miasta Tbilisi. W tym roku przeniesione z ostatniego weekendu października na 07-09.10! Dlaczego? Hahaha – ze względu na przyjazd prezydenta Francji Nicolasa Sarkozy… ;) Taaak – oto Gruzja właśnie! W związku z tak podniosłym wydarzeniem Tbilisi zostało ubrane we flagi gruzińskie i francuskie, które zawisły dosłownie wszędzie gdzie to tylko możliwe w centrum miasta (wspominałam że Gruzini mają hopla na punkcie flag? Nie? To wspominam ;).

Dzień nr 1 – czyli wolne dla wszystkich mieszkańców Tbilisi (hip hip hurra xD) – tak, tak sam Nicola to sprawił… hahaha! Do południa – część oficjalna – przemowy, zapewnienia, multum ludzi na głównych ulicach, 2 razy więcej policjantów jak ludzi – też na ulicach! Ja w domu – przemeblowanie nr 3 licząc od początku przyjazdu… a Miszę i Nikolę zobaczyłam w gruzińskiej telewizji ;) Wieczorem wyruszyłyśmy z Gosią na zwiady – miasto jak miasto – tylko takie odświętne, poza tym więcej niż zwykle ludzi szwędających się po ulicach.

Dzień nr 2 – do Tbilisoby dołącza festiwal owoców! Cały dzień tbiliska starówka tętni życiem, na ulicach więcej ludzi jak samochodów, radosny i kolorowy misz-masz wprawia nas w radosny nastrój. Tylko na piwo i chaczapuri trzeba czekać dłużej niż zwykle :p Jakoś to przeżyłyśmy.

Dzień nr 3 – patrz dzień nr 2!

Fotorelacja z Tbilisoby:

 Jurek - odświętnie! ;)
 tutaj jeszcze unosi się aura po przemowach...
 jest swięto - flaga musi być!
 degustacje wina na Starówce
 ten pan - miejmy nadzieje - nie degustował ;)
 grille przed wszystkimi knajpkami 
 wystawy obrazów
 generalnie - jeden wielki: misz-masz
 malowanie twarzy
 tort, obok którego obojętnie przejść nie mogłam xD
 festiwal owoców
 oraz festiwal tych artystycznych cusiów na głowie co drugiej Gruzinki... :P
 fotka z panem Gruzinem - też fajna :p
 koncerty
 u mamy: kwiatek, u synka: kocham Gruzję
i parada stylowych samochodów
 trochę disco
 trochę ludzi tu i tam



Kilka filmów:



wtorek, 11 października 2011

Kierunek: Sarpi

Podczas pobytu na adżarskiej ziemi postanowiliśmy poczuć trochę tureckiego wiatru we włosach ;) W związku z tym wybraliśmy się w podróż w stronę Sarpi, gdzie znajduje się granica gruzińsko – turecka. Po drodze zatrzymaliśmy się w Gonio – gdzie zachowała się twierdza zbudowana przez Rzymian w drugiej połowie pierwszego stulecia. Sam zabytek przywitał nas bramą zamkniętą na wszystkie spusty, ale już po chwili pojawili się tubylcy z pękiem kluczy w dłoniach i rozpoczęliśmy zwiedzanie. W środku znaleźliśmy niczego sobie muzeum, wykopaliska, pięknie zachowane mury obronne oraz przepiękny ogród. Jednak największą radochę miałam z alejki utworzonej przez drzewka kiwi i krzewy winogronowe :)












Po intensywnym zwiedzaniu – chwilka wytchnienia w promieniach gruzińsko-tureckiego słońca! Oraz oficjalne zanurzenie w Morzu Czarnym ;)


 The Black Sea is mine!!! xD
 w tle - tureckie wybrzeże




A na koniec: podróż do Sarpi – z taksówkarzem, z którym targowałam się 5 minut, aby finalnie uzyskać cenę o prawie połowę niższą od wyjściowej xD. W drodze do granicy – krótka dygresja naszego kierowcy o tym jacy to Polacy nie są wspaniali oraz wspólne słuchanie Scorpionsów, ile tylko mocy w głośnikach ;) Sama granica z dosyć futurystycznym designem, natomiast plaża – piękna! Poza tym: tu i tam kręcący się ludzie, mnóstwo marszrutek, taksówkarzy i te mercedesy wjeżdżające z Turcji… I co najważniejsze: knajpki z tureckim jedzeniem! Pyszności!


 droga Gonio - Sarpi, krowy na środku drogi to taka gruzińska specjalność... :P
 granica gruzińsko - turecka SARPI
Turkey!
adżarski duet podróżniczy ;)