niedziela, 23 października 2011

Relacje

Temat relacji międzyludzkich w Gruzji wywołuje we mnie ambiwalentne uczucia. Dlaczego? Już tłumaczę…

Zacznę od tego, co dla mnie Kobiety jest tutaj najtrudniejsze. Mianowicie: traktowanie kobiet przez mężczyzn. Niestety w bardzo wielu przypadkach, kobiety traktowane są tutaj bardzo protekcjonalnie. W oczach mężczyzn są jedynie obiektem do zdobycia, a ich późniejsza rola ogranicza się do prowadzenia domu i wychowania dzieci. Nie ma mowy o partnerstwie. Widok kobiety wracającej z zakupów z ciężkimi siatkami i kordonkiem dzieci za nią – jest tutaj na porządku dziennym, podczas gdy szanowny mąż spaceruje obok niej paląc papierosa lub w ogóle siedzi z kumplami przy piwku… Nie do pomyślenia jest aby kobieta paliła papierosy czy wyszła gdzieś z koleżankami zostawiając męża i dzieci w domu. Twardo ustalone role społeczne, tradycja i nie wiem co jeszcze determinują obraz typowej gruzińskiej rodziny. O ile w kochających się małżeństwach, wśród mądrych i kochających się ludzi – wszystko jest w porządku, to u całej reszty – niestety nie jest…

I jeszcze ta słynna gruzińska wybuchowość… Kiedy to ponoszeni emocjami mogą zatrzymać się na środku ulicy i wrzeszczeć jeden na drugiego, bo ten źle pojechał… (jaka to różnica - tu i tak każdy jeździ jak mu się żywcem podoba...?!?) Samo wrzeszczenie to nic, bo gdy emocje naprawdę sięgną zenitu – mogą się też pobić, czego świadkiem miałam nieprzyjemność być. Tyle tylko, że te ich spory w jednym momencie są jeszcze sporami i Gruzini skaczą sobie do gardeł, a w drugim momencie obejmują się w akcie przeprosin i idą razem na fajkę lub wino…

Z drugiej strony medalu – nigdzie nie spotkałam się z tak ciepłymi, gościnnymi i przyjacielsko nastawionymi ludźmi jak tutaj. To zupełnie normalne, że sprzedawca w sklepie czy na straganie, pasażer w autobusie czy marszrutce, a czasem zwykły przechodzień – przywita się z Tobą i utnie sobie z Tobą miłą pogawędkę, pomimo tego, że Cię w ogóle nie zna. Dodatkowo, bez żadnych krępacji wypyta się: skąd jesteś, ile masz lat, jak się nazywasz, gdzie mieszkasz, czy masz męża (o tym już Wam pisałam, ale piszę jeszcze raz – gdyż nie przestaje mnie to zadziwiać… ;) Gruzini zaprzyjaźniają się ot tak… czasem wystarczy 15 minut rozmowy, żeby umówić się na kolejne spotkanie, a dzień znajomości, żeby dostać zaproszenie do kogoś do domu (czy to w Kachetii, czy w Tbilisi…) Moi tutejsi przyjaciele nie przestają mnie zadziwiać… ich gościnność i przyjacielskie nastawienie nie zna granic, za co jestem im dozgonnie wdzięczna. I w tym miejscu dziękuję za wszystkie wycieczki, zwiedzania czy spotkania przy piwku czy chinkali zorganizowane ze względu na mnie, za wszystkie zaproszenia i ciepłe słowa. :)

Kolejną zaskakującą rzeczą jest podejście do dzieci, Gruzini po prostu kochają dzieci, okazując im uczucia na każdym kroku. Tak więc mama idąca z małym brzdącem zostanie zaczepiona niezliczoną ilość razy, tylko po to aby ktoś zupełnie obcy mógł pogłaskać czy pocałować jej pociechę.

Gosia i Sandrik
Mari


I chyba to, co dziwi mnie najbardziej – czyli relacje męsko – męskie, które są tutaj delikatnie mówiąc: ciepłe. Po ponad trzech miesiącach spędzonych w Gruzji nie dziwi mnie już widok dwóch serdecznie całujących się na przywitanie czy pożegnanie mężczyzn. Tudzież dwóch najlepszych przyjaciół spacerujących po ulicy w serdecznych objęciach lub ciepło potrząsających sobie dłonie. Tutaj przyjaźń znaczy przyjaźń i nie obejdzie się bez dotyku, którym się tą przyjaźń wyraża. W związku z tym całkiem normalne jest całowanie się w policzek, ożywiona gestykulacja z wielokrotnym poklepywaniem swojego rozmówcy, trzymanie za rękę czy obejmowanie (dotyczy to relacji kobieta-kobieta, mężczyzna-mężczyzna czy kobieta-mężczyzna). Generalnie wpasowałam się w funkcjonujące tutaj normy społeczne i nie są one już dla mnie ani zaskakujące ani dziwne, czasem tylko wkurzam się niemiłosiernie gdy przyjdzie mi wysiąść z marszrutki, a tu akurat spotkało się dwóch kolegów i witając się serdecznie blokują wejście/wyjście do busa ;)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz