środa, 21 grudnia 2011

To już jest koniec!

Tak, tak - wychodzi na to, że za kilka godzin wsiadam w samolot Tbilisi - Warszawa, później Warszawa - Rzeszów i jutro z samego rana jestem już w Rzeszowie... To koniec gruzińskiej przygody, a czy będzie jakiś remake to czas pokaże :)

Jak widzi Gruzję swoimi oczami Brunetka po ponad pięciomiesięcznym pobycie?

To wspaniały kraj ale niestety niesamowicie rozwarstwiony społecznie. Nędza przeplata się z bogactwem, cudowne zabytki z koszmarnymi warunkami życia, ludzie, którzy przychyliliby Ci nieba z tymi, którzy potrafią wyzyskać nieświadomego niczego turystę - do ostatniego dolara czy euro. Gruzja to bogactwo wspaniałej tradycji i kultury, która jest niezaprzeczalnym dobrem narodowym i których nikt się nie wstydzi.

Jacy właściwie są Gruzini?

Gruzini są bardziej ludzcy i jakkolwiek to brzmi - to zdania nie zmienię. W Gruzji jest się bardziej sobą, jest się bardziej człowiekiem, człowiekiem z otwartymi oczami, uszami i z pomocną dłonią.

Żal wyjeżdżać?

I tak i nie.

Tak?

Szkoda opuszczać wszystkich, z którymi się zżyłam, jak to teraz bez nich będzie? Poza tym - zostało jeszcze tyle fantastycznych miejsc do zobaczenia. Szkoda pracy, w której spełniałam się zawodowo i każdego dnia uczyłam się czegoś nowego. Szkoda, bo pewien rozdział w życiu właśnie dobiega końca, rozdział fantastyczny - który był rewelacyjną odskocznią od wszystkiego co było przed; który pomógł mi odnaleźć i poznać samą siebie.

Nie?

A nie żal  - bo przecież wracam do mojej ukochanej rodziny, Tomaka, przyjaciół. Za wszystkimi niebotycznie się stęskniłam i nie mogę się doczekać tych pierwszych spotkań :)


I na tym kończę ten smerfastyczny wywiad z samą sobą. I w tym momencie żegnam się z wszystkimi czytelnikami - dzięki za wspólnie spędzony czas. Mam nadzieję, że pokazałam Gruzję od innej strony niż zwykły pokazywać przewodniki czy książki. Mam nadzieję, że zachęciłam Was do przyjazdu i eksploracji tego cudownego zakątka ziemi jakim jest Gruzja.

Nahwamdis!

a tu udało mi się być! reszta - przede mną rzecz jasna ;)

wtorek, 20 grudnia 2011

გილოცავ შობა – ახალ წელს

W związku z nadchodzącymi Świętami Bożego Narodzenia życzę wszystkim czytelnikom ODWAGI do spełniania swoich marzeń, do pokonywania swoich lęków, do dążenia za głosem serca, do realizacji swoich planów, nawet jeśli na początku wydają się mało prawdopodobne do spełnienia! (coś o tym wiem - wierzcie mi ;) A odwaga nierozerwalnie łączy się z Wiarą, Nadzieją i Miłością - których też WSZYTKIM życzę!


Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku! / Merry Christmas and Happy New Year! / Счастливого Рождества u Нового Года / Feliz Navidad y Próspero Año Nuevo! / გილოცავ შობა–ახალ წელს!

A poniżej zdjęcia z tbiliskich targów przedświątecznych, które odbyły się w hotelu Sheraton w Tbilisi; a na targach wystawiali się również podopieczni Domu Świętego Kamila - sprzedając rękodzieło powstałe podczas terapii zajęciowej.









podopieczny domu św. Kamilia - Kostia i wolontariusz - Filip

piątek, 16 grudnia 2011

Medialnie

Projekt, w którym biorę udział oraz dzięki któremu jestem w Gruzji jest jednym z komponentów Programu Polskiej Współpracy Rozwojowej, nadzorowanej i współfinansowanej przez MSZ. W związku z tym, że rok 2011 jest europejskim rokiem wolontariatu całą sprawą zainteresowały się media, które MSZ skierował prosto do nas - do Gruzji. Dzięki temu, miałam w Tbilisi gości specjalnych - reporterów Programu 3 Polskiego Radia - Kubę i Marcina. Jak się okazało - ich wizyta w Gruzji - była całkiem owocna i poza nakręceniem materiału o projekcie, w którym uczestniczę, udało się nakręcić kilka innych ciekawostek. Jakich? Zachęcam do słuchania Radiowej Trójki :)

Wracając do polikliniki - nasi Reporterzy zajrzeli w każdy jej kąt i przepytali kogo tylko się dało, by później z kilku godzin nagrań okroić i wyselekcjonować materiał na 7 minut czasu antenowego. Czary mary, czyż nie?!? ;p Efekt naszych wypocin możecie odsłuchać tutaj:



Co do Kuby i Marcina - praca z Nimi do stresujących nie należała i wszystko przebiegło w przyjaznej atmosferze (po tym, gdy już przywykłam do ilości pytań zadawanych na minutę - no cóż - zboczenie zawodowe... ;) I fajnie było poprzyglądać się temu jak ktoś z niedowierzaniem przeciera oczy po raz pierwszy widząc niczym nieskrępowany gruziński system ruchu drogowego, dziwi się cenom gruzińskich taksówek, je swoje pierwsze chinkali czy łamie język próbując wymówić: madloba czy gamaradziobat ;) 

Aczkolwiek mój medialno-radiowy debiut miał miejsce jakieś 3 miesiące wcześniej w Radiu Zet. Kiedy to w ramach gadu-gadu na temat Polaków pracujących za granicą odbyliśmy sobie razem z panem reporterem Przemkiem całkiem miłą pogawędkę na antenie całkiem jakby na żywo ;) Tego nagrania niestety nie mam, może to i dobrze - bo ze stresu zapomniałam pozdrowić Rodzinkę.... !

piątek, 9 grudnia 2011

A w mojej głowie wojna

Czyli moje refleksje po odwiedzeniu obozu dla uchodźców w miejscowości Shavshvebi, niedaleko Gori.

Konflikt miedzy Gruzją, Abchazją i  Południową Osetią – z jednej strony, a Gruzją i Rosją –  z drugiej, stał się powodem zaistnienia tysiąca wewnętrznych uchodźców, którzy schronienie znaleźli w różnych
częściach Gruzji, w tym również w Tbilisi. Szacunkowa  liczba tbiliskich  uchodźców w półtoramilionowym
mieście wynosi obecnie ponad 240 tysięcy osób. (wg M. Pirveli - "Obozy wewnętrznych uchodźców w Tbilisi jako enklawy społeczne").


 obóz dla uchodźców z Osetii Południowej - Shavshvebi, w tle - Osetia Południowa



I tak oto pewnego słonecznego, grudniowego dnia stanęłam twarzą w twarz z ludźmi, którzy zmuszeni byli zostawić swoje domy, dorobek swojego życia i uciekać z ogarniętych wojną Osetii i Abchazji.

Jakie mają obawy? nadzieje? odczucia? jak widzą swoją przyszłość? - ciężko pytać, ciężko rozdrapywać rany...
Jak żyją? - biednie, z tego co udało im się w pośpiechu zabrać uciekając ze swoich domów, z pomocy dla uchodźców, która nie jest już tak spektakularna jak 3 lata temu, podczas eskalacji konfliktu...
Czym żyją? - nadzieją, nadzieją na powrót do swoich domów, i jakże złudna ta nadzieja, przynajmniej dopóki rząd gruziński i rząd rosyjski diametralnie nie zmienią swojego podejścia...
Gdzie mieszkają? - głównie w obozach, ale także w opuszczonych budynkach w mieście
Jak wygląda obóz? - z daleka: jak pole domków letniskowych, z bliska: nędza z biedą, ludzie bez pracy szwędający się pomiędzy jednakowymi, malutkimi domkami...
Co boli najbardziej? - jeśli stojąc w obozie, widzi się Osetię, widzi się swój dom, widzi się swoją wioskę, która płonie...

Uchodźcy z Osetii Południowej zapytani czy czują nienawiść do Osetyńczyków odpowiadają: nie... to przecież nasi sąsiedzi, znajomi, niektórzy z nich to nasza rodzina. W człowieczeństwie nie chodzi przecież o przynależność do określonej rasy, narodowości czy grupy etnicznej. W człowieczeństwie chodzi o to czy jest się człowiekiem przez duże C, czy dramat jakim jest wojna - nie złamał Cię.

W obozie w Shavshvebi, w jednym z domków - Kamilianie otworzyli świetlicę dla dzieci. Jest to miejsce, do którego przychodzą dzieciaki po szkole, aby choć na chwilę oderwać się od przygnębiającej je rzeczywistości. A co się w owej świetlicy wyrabia? (tak - to dobre słowo: wyrabia ;) Od zajęć plastycznych poprzez sportowe, muzyczne, rękodzieło, organizację spektaklów na nauce historii i kultury kończąc. Od momentu, w którym pojawiliśmy się w świetlicy w przeciągu jakiś 15 minut zebrało się większość podopiecznych, a my byliśmy wprost rozrywani ;) Razem z wychowawcami zorganizowali dla nas mini przedstawienie kukiełkowe, mini koncert gruzińskiej i nie tylko piosenki oraz mecz ping-ponga, w którym męsko-dorosła polska reprezentacja (pomimo mojego zniewalającego jednoosobowego dopingu) poległa w  starciu z gruzińsko - młodzieżową reprezentacją... ;p Ciężko było wyjeżdżać, ciężko było się pozbierać po tym wszystkim...

 wspomniane wyżej: rękodzieło
 mini koncert

 przedstawienie kukiełkowe - kukiełki wykonane własnoręcznie przez dzieci

a na koniec - sesja zdjęciowa




Tak więc: w mojej głowie wojna, wojna myśli niespokojnych...



niedziela, 4 grudnia 2011

Sukhishvili

Czyli hipnotyzujący, gruziński balet w najlepszym wydaniu! Napiszę tak: czegoś takiego jeszcze w życiu nie widziałam, więc wybranie się do Tbiliskiego Concert Hall było jednym z najlepszych pomysłów podczas pobytu w Gruzji. Filharmonia mieści się w samym centrum miasta przy ulicy Rustavelii i już z zewnątrz przyciąga i intryguje. W jeden z ostatnich piątkowych wieczorów jakie mi tutaj pozostały wybrałam się na koncert zespołu Sukhishvili, aby w końcu zobaczyć te gruzińskie tańce, nad którymi się wszyscy tak rozpływają i jak już napisałam - warto było! Przeszywająca na wskroś muzyka na żywo, dziesiątki wyśmienitych tancerzy, fantastyczne, kolorowe stroje, układy taneczne, od których nie sposób oderwać wzroku - to w telegraficznym skrócie - opis koncertu. A dwie godziny występu to zdecydowanie za mało, aby nacieszyć się tym, co się działo na scenie.

I choć tańce ludowe do tej pory kojarzyły mi się z folklorystycznym przeskakiwaniem z nóżki na nóżkę, kwiecistymi wzorami i kilkoma hołubcami, to zdanie zmieniłam - i wiem, że mogą być równie fascynujące i nieprzewidywalne jak występy cyrkowców czy uczestników 'Mam talent'! Gruzińskie tańce narodowe przesycone są walecznością, a główną rolę odgrywają w nich mężczyźni, za którymi momentami wzrok nie jest w stanie nadążyć. Niesamowita ilość wyskoków, podskoków, obrotów sprawia, że człowiek się zastanawia jak to w ogóle możliwe - zatańczyć coś takiego, a baczne oko fizjoterapeuty dopatruje się w tancerzach uogólnionej hipermobilności i różnych innych schorzeń związanych z wykonywaniem tak wyczynowego sportu, bo tańcem tego się momentami już nazwać nie da ;)

 Tbiliska Hala Koncertowa
 Widok z hali
 Zdjęcia podczas koncertu

Zapraszam do oglądnięcia filmu o gruzińskim balecie narodowym:

A poniżej kilka moich filmów, niestety w związku z takim, a nie innym oświetleniem - kiepskiej jakości, ale mimo wszystko zachęcam do obejrzenia!



czwartek, 1 grudnia 2011

Sameba

Czyli świątynia, którą macie okazję podziwiać za każdym razem podczas czytania bloga. Ta nowoczesna, bo zbudowana w latach 1998 - 2004 cerkiew jest najwyższą w Gruzji i jedną z najwyższych na Kaukazie (98 m wysokości oraz 14 metrowa część podziemna). Dlaczego akurat jej zdjęcie umieściłam na głównej stronie? - dlatego, że zaparła mi dech w piersiach po raz pierwszy podczas przeglądania zdjęć Gośki z Gruzji, po raz drugi - gdy stanęłam u jej stóp już w Tbilisi. Sameba zdaje się królować pośród wszystkich otaczających ją budowli, a swoim blaskiem przyćmiewa nawet rezydencję samego prezydenta Gruzji... ;P Wyrastająca ponad otaczające ją budynki, stanowi jakby centrum tętniącego nocą czy dniem miasta. Kościół ma bardzo nowoczesne wnętrze, natomiast z zewnątrz wiernie oddaje styl starogruzińskiej architektury.

I właśnie ona - Cmida Sameba (cerkiew pod wezwaniem wszystkich świętych) idealnie charakteryzuje typowych Gruzinów, dla których wiara definiuje sposób życia, bądź definiować powinna... W każdym bądź razie - świątynia ta pokazuje - co w życiu każdego prawosławnego wyznawcy powinno być najważniejsze - wiara; stąd jak przypuszczam jej rozmiary.

Ponad 80 % Gruzinów deklaruje przynależność do Gruzińskiego Kościoła Prawosławnego. Gruzini się wiary nie wstydzą, Gruzini wiarę manifestują. Manifestują na różne sposoby - najbardziej widocznym jest trzykrotne przeżegnanie się w momencie mijania cerkwi/kaplicy. Popularne są tak zwane "zrywy marszrutkowe", kiedy to nagle robi się ogromny szum,  bo niemalże wszyscy zaczynają się w tym samym momencie żegnać, bo przez okno ktoś dostrzegł jakąś świątynię ;) Również będąc w stanie po spożyciu napojów konkretnie wyskokowych, w trakcie marszu bardzo chwiejnym krokiem połączonego z pijackim zawodzeniem; potrafią się zatrzymać i wierze wyraz dać - ledwo bo ledwo, ale - przeżegnawszy się ;)

Poniżej fotografie, jako że wnętrze jakoś mnie za serce nie ujęło - tylko z zewnątrz budynku.











sobota, 26 listopada 2011

W terenie

W zimny, sobotni poranek udaliśmy się w teren. Postanowiliśmy nawiązać współpracę z jednym z ośrodków rehabilitacji - mieszczącym się po drugiej stronie Tbilisi. Z zebraniem się - standardowo był problem, bo czy ktoś, kiedyś umawiał się z gronem Gruzinów, a Ci przyszliby na czas? Ha ha, no raczej nie do wykonania. I o ile latem można jeszcze jakoś przeczekać, to zimą - sami wiecie jak jest. Do kliniki dotarliśmy jednak na czas. Stamtąd zostaliśmy zabrani do mieszczącej się jakieś 20 minut drogi od ośrodka stadniny koni, gdzie przeprowadzane są zajęcia z hipoterapii. Szefowa centrum pokazała nam całe zaplecze oraz zaprosiła do wspólnej kawy/herbaty oraz do rozmów. Rozmów, w których nikt nie zaprowadził ładu ani składu - więc żeby dowiedzieć się czegokolwiek musiałyśmy biegać między pracownikami ośrodka. Jak się okazało: właścicielki kliniki prowadzą szkolenia dla tutejszej kadry medycznej. Szkolenia każdego rodzaju, nawet gdy nie wiedzą co to za metoda fizjoterapeutyczna i o co w niej chodzi, to i tak szkolenia prowadzą.... ;) Wybaczcie - ale do tej pory tego nie ogarniam. Metoda Bobath - tak, tak, szkolimy - 5 dni, dajemy międzynarodowe certyfikaty (i tutaj mina Kaśki, która trwający 2 miesiące kurs Bobath ukończyła - bezcenna). Mtoda PNF - pytanie pani profesor: a co to jest? Ja odpowiadam: Proprioceptive Neuromuscular Facilitation. Pani profesor: aaa, tak, tak - szkolimy. I tak ze wszystkim... Czego dusza zapragnie i to w tydzień. Tak więc - zdziwieniu i zmieszaniu naszemu końca nie było.... Kursów "raczej" naszym gruzińskim fizjoterapeutom nie polecimy... Ale jak się wszystko potoczy jak powinno - to nawiążemy współpracę w zakresie hipoterapii. Dzięki temu umożliwimy naszym dzieciakom - pacjentom polikliniki - korzystanie z tego typu terapii, w przypadku niskiego statusu społecznego - bezpłatnie. W związku z tym: w poniedziałek zbieramy siły i rozpoczynamy współpracę! :)

 w trakcie terapii
 nasza banda, nie wiem co na tym zdjęciu robi Marii - ale lepszej fotki nie udało się pstryknąć
i debata nasza o kursach różnorodnych ;)