Czyli w
miejscu, gdzie kończy się Gruzja, a zaczyna Azerbejdżan! Wycieczka, bo jak
inaczej można nazwać busa wypełnionego polsko – gruzińsko – rosyjsko –
angielsko – hiszpańską paplaniną, wyruszyła z samego rana, w celach eksploracyjnych
jednego z najpiękniejszych gruzińskich zabytków. Samo Dawid Garedża to kompleks
klasztory, założony już w VI wieku,
znajdujący się na półpustynnych zboczach góry Garedża na przepięknej
kachetyjskiej ziemi. Już w trakcie drogi przepiękne widoki zmusiły nas do
zatrzymania się i uwiecznienia ich dla potomnych ;) Gdy dotarliśmy do celu
ochom i achom nie było końca, a był to dopiero początek – bo prawdziwa nagroda
czekała na nas na szczycie góry. Z kilkoma postojami, nazywanymi zgrabnie –
chwilą na podziwianie widoków… wspięliśmy się na szczyt. A tam po lewej
stronie: kompleks jaskiń, które przez wieki stanowiły klasztorne cele; w
niektórych miejscach ozdobione freskami. A po prawej: przepaść oraz widoczna jak
na dłoni Równina Azerbejdżańska. Generalnie, nie wiedziałam na co mam patrzeć… A
poczęstunek z widokiem na stepy azerbejdżańskie będzie jednym z
najpiękniejszych momentów spędzonych w Gruzji. Po powrocie z tego końca świata -
winko w busie oraz wsparcie lokalnych rolników przez zakup arbuzów w drodze
powrotnej. Później jeszcze tylko arbuzowy piknik nad Tbiliskim Morzem i stare, dobre Tbilisi. Foty poniżej.
w drodze do
owieczki
i nasz kierowca - zdecydowanie: Bombowca ;)
widok z Dawid Garedża
a tutaj - klasztor na Dawid Garedża, u stóp góry
aktualnie zamieszkały zresztą :)
w drodze na szczyt
tutaj moje "podziwianie widoków" - czyt. zadyszka... :p
i piknik na górze Garedża, z widokiem na Azerbejdżan
ja i równina Azerbejdżańska
freski w jaskiniach w kompleksie skalnym
cele klasztorne
"Możesz ucałować rodzinę i przyjaciół na pożegnanie i oddalić się na mile, ale jednocześnie zabierzesz ich w swoim sercu, umyśle i trzewiach, bo nie tylko ty żyjesz w świecie, ale świat żyje w Tobie" (F. Buechner) Wszystkie zdjęcia dedykuję tym, których ucałowałam na pożegnanie, szczególnie jednak Tomakowi i Asi z Krzyśkiem z pewnego konkretnego powodu ;)
i jest - Brunetka na krańcu Gruzji
jeszcze raz - klasztor u stóp góry
a na koniec - nieco arbuzowego zamieszania
jak wszyscy to wszyscy - arbuz też :)
Kierowca kultowy :) Uwielbiam Cię czytać, uwielbiam Twoje zdjęcia. Każdy nowy post powoduje u mnie ciche westchnienie :) Zazdrości, jakiegoś takiego zrozumienia dla bycia ześwirowanym na punkcie jakiegoś miejsca. Pozdrawiam ciepło! Ania
OdpowiedzUsuńha - no i arbuzy niemal jak w Diyarbakır ;)
OdpowiedzUsuńDzięki wielkie! Pozdrowienia prosto z Tbilisi do Poznania! xD
OdpowiedzUsuń