A teraz dwa słowa o moich gruzińskich absurdach... (wypływające z moich bacznych obserwacji, niektóre powodujące nie jedną i nie dwie złości, niektóre śmieszne, niektóre bardzo smutne, a niektóre po prostu inne, zaskakujące...)
* Idziesz
do piekarni, godz 9.00 rano – a chleba? bułek? czegokolwiek upieczonego rano –
BRAK! Najwcześniej to tak o 10 można się spodziewać jakiegoś pieczywa. No kto
to widział żeby piekarze wstawali rano, albo bardzo rano i piekli jakiś
chleb?!? :p (sytuacja dotyczy mojej dzielnicy: TEMKA)
piekarnia na Temka - made by Gosia
* Idziesz
centrum Tbilisi, gdziekolwiek nie spojrzysz, na każdym zakręcie czy skwerze –
piękna fontanna. Hektolitry wody wylewane tylko i wyłącznie po to, aby
nacieszyć oko przeciętnego turysty czy też mieszkańca. Wracasz do domu,
odkręcasz korek z wodą – wody NIE MA! No przecież na co komu woda w domu, skoro
tyle się jej naoglądał w centrum… ;)
fontana przy ulicy Rustaveli, w tle Szota Rustaveli
* Fatalnie
funkcjonująca służba zdrowia, szkolnictwo kontra masa pieniędzy inwestowana w centra
rozrywki, parki, nowe marszrutki i inne dogodności…
nowy most od Miszy dla mieszkańców Tbilisi
* Jedziesz
metrem, wysiadasz na najbardziej europejskiej ze wszystkich stacji – „Stejszyn
skłer” – za każdym razem śmieszy mnie niebotycznie ten przesadzony do granic
możliwości akcent spikerki. Idziesz do robiącego wrażenie budynku, w którym
znajduje się kilka sklepów, kawiarnia świecąca pustkami Jacobs, i kasy biletowe
do przyległej stacji PKP; klimat niebywale europejski… :P Podchodzisz do
okienka, chcesz kupić bilet do Batumi, a tu: skucha – pani prosi o paszport…
<?!?!?!?!?> - taka mniej więcej była moja mina. I zaczyna się dyskusja,
próby uzyskania jakiegokolwiek wyjaśnienia – po co? jak? I dlaczego? Fart –
znajduję w torebce ksero paszportu – myslę – tu Cię mam Ty …………… kasjerko.
Kasjerka: ARA; przyjdźcie jutro. Krok dzieli mnie od tego żeby Jej nawymyślać.
Idę do starszej kasjerki – ona: ARA problema! Wracam do uprzejmej pierwszej
pani – wrzucam Jej to ksero za szybkę, 2 minuty – Ona wyrzuca mi bilety do
Batumi… Eh – się pytam: o co chodzi?!?
A teraz tzw
pozytywne ABSURDZIKI:
* Jedziesz
marszrutką, obładowana jak Rumun… ;), laptop ciągnie się po podłodze, torebka
niemalże ugina ci ramię. Nagle ktoś szarpie Cię za pasek od laptopa i/lub
torebki. Pierwszy odruch: WTF?!? Za chwilę olśnienie: zasadniczo ta osoba chce
Ci pomóc. Koniec końców: Twój laptop i/lub torebka ląduje na kolanach zupełnie
obcej osoby, która miała więcej szczęścia od ciebie i załapała się na miejsce
siedzące ;)
marszrutkowa rzeczywistość... ;)
* Wizyta w
winiarni. Przy próbie sforsowania drzwi wejściowych – problem, drzwi zamknięte…
Po chwili mój wzrok przykuwa przyklejona do drzwi karteczka z dwoma numerami
telefonów i imieniem. Chwila konsternacji… Koleżanka wyjmuje telefon i dzwoni
do niejakiego Dato. Odbiera właściciel winiarni i informuje – już do Was idę…
No cóż ciekawy sposób prowadzenia interesu. Sama winiarnia bardzo dobrze
zaopatrzona: od domowych win, po takie butelkowane z naprawdę wyższej półki.
Właściciel dowiedziawszy się, że po 3 szklankach wina zaczynam rozumieć
gruziński zaprasza mnie na degustacje o każdej porze, każdego możliwego wina…
;) Może skorzystam… :P
I na koniec - gruziński system odtwarzania plików mp3 z telefonu komórkowego przy użyciu CDplayera! ;) enjoy it!