W Gruzji oczywiście :) Pierwsze wrażenia – cudnie, gorąco, międzynarodowo, magicznie.
To co mnie urzekło – to magiczne widoki. Ogromne Tbilisi otoczone koroną gór nie może się nie podobać! A miejsca takie jak: stare Tbilisi, twierdza Narikała, Metechi, Sameba trzeba po prostu zobaczyć. Mając na uwadze, żeby nie wdepnąć w jakiegoś jadowitego węża wylegującego się obok ścieżki, kiedy się np. zwiedza twierdzę Narikała… Spokojnie – nie wdepnęłam, ominęłam szerokim łukiem, a że jest jadowity dowiedziałam się kilka metrów dalej…. :P
Kipiące życiem uliczki, z trąbiącymi z każdego, możliwego powodu samochodami i ludźmi przechodzącymi przez ulice jak im się żywnie podoba to właśnie Tbilisi. Co prawda nie widziałam zbyt wielu przejść dla pieszych, ale po co - skoro każdy i tak przechodzi tam, gdzie mu najbardziej odpowiada?!? :) W dodatku samochody prowadzone w chaotyczny sposób oraz nieustanny dźwięk klaksonów, których używa się tutaj w każdym możliwym celu – nie tylko żeby kogoś upomnieć, ale także ostrzec, pozdrowić, zwrócić na coś uwagę. Mimo wszystko Miejscowi twierdzą, że jest tutaj o wiele mniej wypadków niż np. w Polsce :)
Nowe smaki: chaczapuri – pyszności, ponoć nieporównywalne z tymi robionymi w Polsce, nie wiem – bo w Polsce nie jadłam, natakhtari – tutejsze piwko oraz figi jedzone prosto z drzewa to jest to :) Przede mną degustacja maconi oraz słynnych gruzińskich win! ;) Oczywiście prosto z krowiego rogu, żartuje - póki co kupiłam gliniany :)
To by było na tyle mojej pierwszej relacji z kraju, w którym Mama znaczy Tata… :) A więcej na temat języka gruzińskiego, jak się cokolwiek podszkole ;)
Twierdza Narikała
Sameba
plac koło cerkwi Sameba
ulica Rustawelii
ulica Rustawelii
pocztówka z Gruzjii :D